Ten rozdział dedykuję wszystkim moim wiernym czytelnikom. Dziękuję, że jesteście ze mną od początku ♥
_____________________________________________________________________
Po raz kolejny tego ranka usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojego tymczasowego pokoju. Po chwili zauważyłam drobną sylwetkę Jade. Zamknęła cicho drzwi, nie odwracając się do mnie.
-Nie śpię. - mruknęłam, zdają sobie sprawę, że zachowuje się tak cicho, myśląc, że nadal śpię. Tak naprawdę nie spałam całą noc, ale nie chciałam jej tego mówić. Już i tak była wystarczająco przygnębiona przeze mnie. Nawet ograniczyła spotkania z Samem. Czułam się taka winna, temu wszystkiemu. Trzeba przyznać, że byłam trochę winna.
-Oh... - mruknęła, odwracając się w moją stronę. Wyprostowała się i odgarnęła włosy. Od razu zauważyłam jej podpuchnięte oczy.
-Znowu płakałaś. - mruknęłam cicho, wzdychając.
-Tak. Przepraszam. - spuściła głowę.
-To ja powinnam cię przeprosić. Przeze mnie chodzisz smutna i zaniedbujesz swój związek z Samem.
-Nieprawda. - zaprzeczyła, podnosząc głowę. Spojrzałam na nią z uniesionymi brwiami, a on tylko wypuściła powietrze z ust i powiedziała: - No może i prawda, ale to nie przez ciebie. Ja po prostu martwię się o ciebie.
Podeszła do mnie i usiadła na skraju łóżka. Patrzyła na mnie zmartwiona.
-Nie martw się, Jade. Po prostu...jestem trochę przybita po...no wiesz. - mówiłam cicho.
-Wiem, Perrie. Ale musisz być silna. Dla mnie, dla nas, dla siebie. Nie możesz tak się załamywać. Jesteś młoda i piękna na pewno znajdziesz kogoś innego. - uśmiechnęła się lekko.
-Nie chcę nikogo innego. Chcę Zayna. - jęknęłam bezwiednie. Dziewczyna westchnęła tylko.
-Chcesz coś zjeść? - jak zwykle zmieniła w tym momencie temat. Nie miałam jej tego za złe, ale przypominało mi się wtedy, że już nikt mnie nie rozumie. Nikt nie wiedział, jak mnie to bolało.
-Nie, dzięki. - odpowiedziałam na jej pytanie.
-Ok. To ja cię zostawię. Jakby coś to wołaj. - uśmiechnęła się słabo i wyszła z pokoju.
Te cztery ściany i ja.
***
Siedziałam na kanapie w salonie. Obok mnie Jesy i Leigh-Anne. Udało im się w końcu wyciągnąć mnie z pokoju, ale to tylko dlatego, że Jade zgodziła się spotkać z Samem. Chciałam, żeby odnowili wszystko. Nie mogli się rozstać przeze mnie. Za bardzo się kochają.
Leigh skakała po kanałach. Wszędzie były jakieś denne romansidła, więc jak najszybciej przełączała.
-Nie musisz przełączać i tak wszędzie będzie to samo. - mruknęłam.
-Może gdzieś będzie coś innego, niż romans. - powiedziała, nie przestając wciskać guzika na pilocie do przewijania.
Wywróciłam tylko oczami i czekałam, aż w końcu znajdzie coś innego.
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Jesy wstała i poszła otworzyć. Słyszałam tylko jak z kimś szepcze i po chwili wróciła do salonu.
-Kto to był? - spojrzałam na nią.
-Um... Listonosz. - mruknęła. Widziałam, że coś kręci, ale nie wnikałam. Najdziwniejsze było to, gdy spojrzała znacząco na Lee.
-Zaraz przyjedziemy. Pójdziemy zrobić coś do jedzenia, a ty szukaj dalej. - Pinnock podała mi pilota i wyszła do kuchni wraz z Nelson.
Czekałam na nie z 10 minut. W końcu wróciły, a do domu weszła Jade. Patrzyły wszystkie na siebie, jakby wzrokowo wymieniały między sobą jakąś tajną informację.
-Ej, o co chodzi? - zapytałam z lekka zirytowana, że jako jedyna nie jestem poinformowana
-O nic. - Thirlwall wzruszyła ramionami. - Po prostu stwierdziłyśmy, że zabierzemy cię na plażę. To trochę drogi stąd, ale musisz w końcu wyjść z domu. - dodała.
***
Po długich namowach dziewczyn zgodziłam się pójść z nimi na tą plażę. Dwie godziny później siedziałam z nimi w samochodzie, ubrana w śliczny komplet , przygotowany przez Jade. Nie wiedziałam, po co mnie aż tak wystroiły, ale nie czepiałam się tego, bo podobały mi się.
Kiedy dojechaliśmy wysiadłam z auta, a po mnie dziewczyny. Cały czas szeroko się uśmiechały, co mnie irytowały, bo ja jako jedyna nie wiedziałam, co mają na myśli.
-Chodź. - powiedziała do mnie Leigh. Wyszłyśmy z parkingu i stanęłyśmy przed ścieżką z płatków róż. Zmarszczyłam brwi ze zdziwienia. Nigdy wcześniej tego nie widziałam.
Spojrzałam pytająco na dziewczyny, a one tylko znów wymieniły znaczące spojrzenia uśmiechając się.
-Idź ścieżką z róż. - powiedziała Jesy.
-A wy? - spytałam.
-Teraz ty tu jesteś najważniejsza. Spotkamy się potem. Nie bój się, ok? Mamy nadzieję, że znów będziesz szczęśliwa. - uśmiechnęła się Jade.
-No dalej. - zachęciła Leigh-Anne. Niepewnie podążałam różaną ścieżką. Kiedy przeszłam przez krzaki na plażę w oddali zobaczyłam znajomą sylwetkę, do której prowadziła różana ścieżka. Nie widziałam twarzy, ale wszędzie rozpoznałabym go. Zaczęłam biec po ścieżce. Kiedy byłam coraz bliżej upewniłam się, że miałam rację. To był on. To był Zayn.
-Zayn? - szepnęłam stając metr przed nim.
-To ja. - uśmiechnął się w ten wspaniały sposób.
-Ale...co ty tu robisz? Przecież... - nie dane było mi dokończyć, bo Mulat zmniejszył, dzielącą nas odległość i położył wskazujący palec na moich ustach.
-Shh... Nic nie mów, kochanie. Teraz ja muszę to wszystko wytłumaczyć. - wyszeptał. Kiwnęłam głową, dając znak, żeby zaczął. - Wiem, że jedno "przepraszam" nie wystarczy. Za bardzo cię zraniłem. Jestem idiotą, który jest zakochany w tobie nad życie, ale...popełnia tak wiele błędów.
Pewnie nie chcesz mnie już znać. Chciałem cię przeprosić i prosić o wybaczenie. Tylko o to. Wiem, że ot niemożliwe, ale tak bardzo mi na tym zależy. Nie mogę żyć ze świadomością, że już nigdy mi nie wybaczysz. Rozumiem, jeśli tego nie zrobisz. Zasługuję, żeby żyć z tym. Zasługuję na najgorsze. Zranienie ciebie to dla mnie najgorszy grzech. I popełniłem go. Jak ja mogłem to zrobić. Złamałem serce tak wspaniałej, niewinnej kobiecie i zniszczyłem, to co dla mnie najważniejsze. Nas. Nasz związek. Kocham cię, Perrie. Już zawsze będę kochał. Nikogo innego nie umiałbym pokochać, tak jak ciebie. Ty jesteś tą jedyną, ale ja...spieprzyłem wszystko. Przepraszam. - gdy skończył mówić spuścił głowę, a z jego ust wyrwał się krótki szloch. Płakał. Ten twardy Zayn, którego znam płakał. Nigdy tego nie widziałam, ale zrobiło mi się go tak szkoda, a te słowa, które wypowiedział. Były takie prawdziwe i piękne. Czułam w nich tylko szczerość, miłość i ból.-Ja...nie wiem, co powiedzieć. Zayn, ja też cię kocham, ale nie wiem, czy będę w stanie zaufać ci po tym wszystkim. Przez ciebie przeżyłam dwa najgorsze dni w moim życiu. Ale nie umiem bez ciebie żyć. Nie mogę żyć bez twojego głosu, dotyku, bez ciebie.
-Przepraszam. - powtórzył.
-Dam ci jeszcze jedną szansę. - uśmiechnęłam się, a on od razu się rozpromienił i podniósł na mnie wzrok.
-Naprawdę?
-Tak. Po tym, co powiedziałeś nie mogę zrobić inaczej. Wiem, że mówiłeś to szczerze, a płaczu nie wymusiłeś. Kocham cię, Zayn. - złapałam go za dłoń, a on moją ścisnął lekko.
-Kocham cię, Perrie. - pocałował mnie.
Czułam się jak księżniczka ze swoim księciem. I tak było.
Tylko ja i mój książę. Razem już na zawsze.
Sprawa zamknięta.
___________________________________________________________________________
To był właśnie ostatni rozdział opowiadania o Zerrie - "Case Closed". Nie mogę w to uwierzyć :') Mało się nie poryczałam, pisząc go. Gorzej będzie z epilogiem... Wtedy to klawiaturę zaleję wodospadem moich łez.
Po pierwsze, to przepraszam, że zawiesiłam kilka dni temu bloga, a teraz rozdział. Wiem, jestem dziwna ;-; Ale stwierdziłam, że muszę zakończyć tego bloga, bez sensu to przedłużać.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, bo to ostatni... O rany, ja ryczę :'c
Liczę na jak najwięcej komentarzy, wierzę w was c:
Nie wstawiam szantażu, bo epilog i tak wstawię c;
Ilysm ♥
Do zobaczenia! xx
/Hope.