Odetchnęłam głęboko i powiedziałam:
-Wyjeżdżamy.
Cisza. Nikt się nie odezwał. Dziewczyny patrzyły raz na mnie, raz na Zayna, ale w końcu swój wzrok zatrzymały na mojej twarzy.
-A no tak. - wypaliła nagle Jade. - Wyjeżdżacie tak na wczasy. Rozumiem. Nie martw się, Pezz, powiemy Kate, żeby na razie nie załatwiała żadnych...
-Nie. - przerwałam jej gwałtownie. Spojrzała na mnie zdziwiona. - My... Wyjeżdżamy na zawsze.
Teraz nie tylko cisza zawładnęła wszystkimi, ale również smutek. W ich oczach widać było żal, zasmucenie, a na dodatek w oczach mojej słodkiej Jadey stanęły łzy, które po chwili jak strumyki spływały po jej policzkach.
-Perrie, ale jak to? Dlaczego? - pytała, ale widząc, że nie mam zamiaru odpowiadać wzork przeniosła na Zayna. - Zayn? Dlaczego? - wychlipiała. On tylko spuścił wzrok, lecz na moje szczęście odezwał się.
-Po prostu, chcemy się oderwać od tego wszystkiego. Ostatnio dużo sie zdarzyło. - nie powiedział całej prawdy. Nie powiedział o narkotykach. Choć może to nawet lepiej.
-A co z nami? Co z naszą przyjaźnią? Co z tym wszystkim na co pracowaliśmy przez te wszystkie lata?! - wypytywał Niall, a jego błękitne oczka świeciły łzami.
-Nie wiem. - szepnął Malik. Liam, który dotychczas się nie odzywał, niespodziewanie krzyknął:
-I tak zwczajnie chcecie uciec?! Pomyśleliście w ogóle o nas?! O fankach?! O tych wszystkich ludziach, którzy tak starali się, żebyśmy podbijali świat, serca nastolatek i nietylko! - nigdy go takiego nie widziałam, zresztą myślę, że Zayn również. - Czy pomyśleliście o kimkolwiek innym niż o sobie? - spytał ciszej. Było mi wstyd. Miał rację. Cholerną rację. - Tak myślałem. - mruknął i wstał z dotychczasowego miejsca, a następnie wyszedł z kawiarni. Zaraz po nim wstała Danielle, której makijaż był już całkiem rozmazany, zapewne od łez. Spojrzała najepierw na mnie, potem na Zayna i powiedziała:
-Nie spodziewałam się tego po was. A szczególnie po tobie, Perrie. - i wyszła. Nie obchodziło minie już, że jesteśmy w miejscu publicznym. Rozpłakałam się na dobre.
-Chodź, El. Nie mamy już tu poco siedzieć. - usłyszałam zdenerwowany, a za razem zrozpaczony głos Louisa. - Liam ma rację. Nie pomyśleliście o nikim innym niż o sobie. - powiedział, wstając.
Wzniosłam oczy ku Eleanor. Posłała mi tylko smutne, załzawione spojrzenie i wyszła razem ze swoim chłopakiem.
-A ten cały czar prysnął, jak za pstryknięciem palców. - stwierdził zachrypnięty, smutny głos, należący do Harrego. Po chwili usłyszałam, jak razem z Horanem wstał od stołu i ruszył w stronę wyjścia. Uspokajał płaczącego blondyna. Było mi go bardzo szkoda. Nialler może i jest dorosłym facetem, ale jest bardzo wrażliwy. Dosłownie jak dziecko.
Usłyszałam, jak Zayn pociąga nosem, wstaje od stołu i zostawia mnie samą z przyjaciółkami.
Możliwe, że za chwilę już byłymi przyjaciółkami. - pomyślałam.
-Czyli, że to koniec naszej przyjaźni? - spytała Jesy.
-Koniec Little Mix? - odezwała się Leigh-Anne. Nic nie odpowiedziałam. Jakby głos ugrzązł mi w gardle.
-No odpowiedz! Odpowiedz, Perrie! Miej choć odrobinę godności, i odpowiedz! - wrzasnęła Thirlwall. Wmurowało mnie w krzesło. Jade Thirlwall - najsłodsza istota, jaką kiedykolwiek poznałam wrzasnęła na mnie. Nigdy nie widziałam jej w takim stanie. To było, jak koszmar. Miałam nawet nadzieję, że zaraz obudzę się z krzykiem obok Zayna, a on przytuli mnie, mówiąc: "To był tylko zły sen". Jednak tak się nie stało.
-Tak! To koniec Little Mix! - odpowiedziałam, zrozpaczona. - Przykro mi. Przepraszam. - powiedziałam.
-Przykro ci? Przepraszasz? Żadne przeprosiny nie przywrócą nam tego wszystkiego! Rozumiesz?! Zniszczyłaś to! Nie nawidzę cię! - krzyknęła Jade i wybiegła z lokalu, a za nią Leigh. Wybuchnęłam płaczem.
Nie nawidzę cię! - te słowa dźwięczyły mi w głowie, a przed oczami miałam krzyczącą Poopey. To już nie była ta sama urocza, radosna Minnie. W tamtej chwili była jak mała, zrozpaczona, bezbronna dziewczynka.
To już nie jest moja Pickle. - przeszło mi przez myślę, a moje policzki zalała kolejna fala łez.
-Perrie... - zaczęła Jess.
-Nie, Jesy. Nie mów już nic więcej. Wystarczy mi to, że zostałam znienawidzona przez Jade. Wiem, że źle robię. Przepraszam, naprawdę. - ostatnie słowa powiedziałam ledwo słyszalnie, ponieważ płacz i smutek nie ułatwia mi wysłowienia się.
O dziwo, Nelson nic nie powiedziała, tylko przytuliła mnie. Położyłam głowę na jej ramieniu i płakałam.
-Masz rację, Pezz - robisz źle, ale tylko dlatego, że chcesz być szczęśliwa. Nie wiem, co tak naprawdę skłoniło was do podjęcia takiej decyzji, ale wierzę, że jest to powód, dla którego nie ma innego wyjścia. Pamiętaj, że zawsze będziemy cię kochać. Jade również. Może i powiedziała, to co powiedziała, ale ona jest teraz bardzo zdenerwowana i smutna. Musisz ją zrozumieć. - mówiła, głaszcząc mnie po plecach. - Jest mi bardzo przykro, że odchodzisz z zespołu i jestem na ciebie zła, ale jak już mówiłam, chcesz być szczęśliwa. Nie chcę być dla ciebie przeszkodą do twojego szczęścia. - uśmiechnęła się do mnie. Jesy mnie rozumiała.
Przecież to ona jest ta najrozsądniejsza.
-Dziękuję, Jess. - odkleiłam się od niej. - Cieszę się, że mnie rozumiesz. Obiecuję, że będę pisać i dzwonić. Tylko może tak, aby Leigh i Jade nie wiedziały. Nie chcę, żeby były na ciebie złe.
-Dobrze. A kiedy wyjeżdżacie?
-Pojutrze.
-To...żegnaj. - Jesminda jeszcze raz mnie przytuliła i dodała: - To może kiedyś was odwiedzę.
-Zapraszamy. - uśmiechnęłam się lekko. Wyszłyśmy razem z Starbucksa. Pomachałyśmy sobie na pożegnanie i każda poszła w swoją stronę. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie przed chwilą zniszczyłam to, na czym tak bardzo mi zależało.
Kiedy wyjedziemy będzie już wszystko dobrze. - powtarzałam sobie w myślach.
Szłam prosto przed siebie. Nie miałam pojęcia gdzie idę. Nawet o tym nie myślałam. Moja głowa była pełna przemyśleń.
-Chwila. Gdzie jest Zayn? - szepnęłam sama do siebie. Wyjęłam z kieszeni spodni komórkę. Wybrałam jego numer i zadzowniłam. Nie odbierał.
Zadzwoniłam jeszcze z pięć razy - za każdym razem połączenie było przerywane. Zaczęłam się martwić. Skad mogłam wiedzieć co przyjdzie mu do głowy? Nie był w dobrym stanie.
Przyśpieszyłam kroku i skierowałam się w stronę naszego domu.
***
Odłożyłam torebkę na półkę w przedpokoju i zaczęłam nawoływać mojego chłopaka.
-Zayn! - cisza. - Zayn kochanie, gdzie jesteś?! - nikt mi nie odpowiedział, ale po schodach zbiegł Hatchi. Podbiegł do mnie, szczekając, jakby chciał mi coś powiedzieć. Ukucnęłam przed nim i zaczęłam do niego gadać:
-Hatchi gdzie jest pan? Szukaj pana, szybko! - popędziłam psa, a ona natychmiast pobiegł na górę po schodach. ruszyłam za nim. Zaprowadził mnie do naszej sypialni. Oczywiście, był tam nikt inny, jak szanowny Pan Malik. Siedział na parapecie przy otwartym oknie i palił skręta. Kiedyś ten widok przeraziłby mnie, ale teraz jestem już do tego przyzwyczajona.
-Dlaczego się nie odzywasz?! Dlaczego nie odbierasz telefonu?! Ja się martwię o ciebie, a ty sobie siedzisz i palisz, jak gdyby nigdy nic! - wkurzyłam się.
-Pezz, kochanie wyluzuj się. - powiedział, a następnie zaciągnął się skrętem i wypuścił dym z ust. - Masz! - rzucił mi paczkę z owymi narkotykami. Wywróciłam oczami i podeszłam do niego, wyciągając z opakowania jednego skręta. Usiadłam naprzeciwko Mulata. Włożyłam narkotyk między wargi, a chłopak odpalił mi go zapalniczką. Uśmiechnęłam się do niego dziękująco i zaciągnęłam się tytoniem. Wypuściłam dym z ust, czując wielką ulgę.
_______________________________________________________________________
Przepraszam, że taki krótki! ;-; No, ale jak wam się podoba obrót akcji? Może nie jest tak wzruszający, jak myślę, że sobie wyobrażaliście, ale niestety, nie jestem dobra w pisaniu takich dramatycznych scen xD
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Takie piękne 10 komentarzy widnieje pod ostatnim rozdziałem *-* Teraz z uwagi na to, że jestem tak wielkoduszna i oczywiście, skromna... Proszę o 8 komentarzy pod tym rozdziałem :D Heheszky...
A tak w ogóle, to jutro Sylwester :3 Ja spędzam go z moim mężem Twitterem i synusiem Polsatem ^^ Możliwe, że pojadę z rodzicami do znajomych albo oni do nas, ale nie będzie nikogo w moim wieku, więc cóż... :P A jak wy spędzacie Sylwka?
Następny rozdział w tym tygodniu :)
Ilysm ♡
/Hope.